Bóg wie, co się skryło w ludzkich, szklistych, jasnych łzach...
-Moja mama JEST prawnikiem,tata też-zaśmiała się nerwowo.-Ale kiedyś przychodziła do nas taka pani...ona ciągle dawała nam różańce...ona się nazywała...Caroline...tak.Caroline...-odrzekła pewnie.
Ostatnio edytowany przez Shantie (2013-12-27 22:47:39)
Offline
-Caroline...Caroline!-krzyknęłam. Dlaczego tego wcześniej nie kojarzyłam. -Shantie...twoi rodzice albo byli bardzo wierzącymi ludźmi albo mieli coś wspólnego z łowcami.
Otworzyłam skrzyneczkę.
-I Caroline-dodałam.
Offline
Podczas gdy dziewczynki urządziły sobie pogawędkę on uwolnił się z lin. Będąc w postaci mgły znalazł się na drzewie, gdzie w końcu usiadł by trochę odpocząć.
Co za nakręcone laski...
Ziewnął i oparł głowę o gałąź.
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.
Offline
Zakaszlał cicho krwią.
Dlaczego... Zniżyłem się do tak niskiego ludzkiego poziomu...?
Starł krew z ust wierzchem dłoni.
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.
Offline
Już nic mnie nie obchodzi...nic!
-Zaraz wrócę-rzuciłam krotko do Solange,idąc na górę,z nadzieją znalezienia jakichś poszlak,dowodów...czegokolwiek.
Weszłam do domu.
-Jack!-wydarłam się na całe gardło-Jack!Piesku!Gdzie jesteś?-nieco zaskoczona i zaniepokojona że do mnie nie przyszedł zaczęłam przetrząsać dom.
Ostatnio edytowany przez Shantie (2013-12-28 11:54:56)
Offline
- Khhh... - coraz trudniej było mu brać oddech... Potrzebował odpoczynku.
Nie miał pojęcia w co się wpakował... W końcu tylko tędy przechodził. Nie chciał nikomu robić krzywdy.
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.
Offline
-Jack!-wydarłam się najgłośniej jak umiałam.-Nie...tylko nie on...-byłam wściekła.
To nie ujdzie płazem tej bestii,która to zrobiła!Ale ten demon nie wygląda na kogoś,komu zależałoby na zdewastowaniu ci domu,i porwaniu rodziny dla okupu,którego nie jesteś w stanie spłacić...bo zabrał ci wszystkie pieniądze.
Poszłam do swojej sypialni.Była w stanie nienaruszonym,co mnie zdziwiło.Chociaż,gdy tylko weszłam głębiej,zauważyłam na pościeli ślady krwi,rozciągające się po całej jej długości. Nagle drzwi szafy zadrżały. Podeszłam do nich niepewnie,a gdy byłam gotowa do ataku,otworzyłam je na oścież. Postać w szafie wrzasnęła. Nieco później z szafy wyszedł...
-Andrew!!!-zawołałam uszczęśliwiona-Jesteś!-dodałam po chwili,przytulając go.
Ostatnio edytowany przez Shantie (2013-12-28 12:06:03)
Offline
Uchylił powieki zerkając w stronę zniszczonego domu. Zastrzygł uszami.
Andrew...? Huh...? Kolejny członek ich sadystycznego kręgu komorników czy co...?
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.
Offline
Ale on tylko wyrwał mi się szybko,i uciekł w najdalszy kąt.
-Andrew...-spojrzałam zmartwiona na brata.
-Odejdź,Shantie-zawył.
-Ale Andrew...to ja...co ja ci takiego zrobiłam?Co tu się stało?-zapytałam.
-Ty naprawdę nic nie pamiętasz?Naprawdę-jego spojrzenie było pełne pogardy-Przyszłaś tu...i...i...rodzice...oni próbowali cię powstrzymać!A ty...a ty ich zabiłaś!!!-warknął-Nie jesteś moja siostrą!Nigdy nie byłaś!Nie przyznam się do takiego potwora jak ty!-zawołał.
-Ale Andrew,to nie ja!Ja byłam przez miesiąc poza domem,przecież wiesz!-spojrzałam na niego z bólem w oczach.On uwierzył...uwierzył że to ja zabiłam...ja...
-Shantie?-szepnął zastanawiając się chwilkę.
-Tak?-odparłam siadając na łóżku zrezygnowana.
-To naprawdę ty?A nie ta....ta druga ty...?-zapytał.
-A nie widzisz?-zapłakałam,uśmiechając się do brata.
-Przepraszam-szepnął przytulając się do mnie.
Odwzajemniłam uścisk.
-A...gdzie...gdzie jest Thomas?-spytałam po chwili.
-Poszedł...poszedł z nią...
Ostatnio edytowany przez Shantie (2013-12-28 12:30:20)
Offline
stałam i patrzyłam na pudło z różańcami... i usłyszałam rozmowę Shantie i jej brata Andrew. Jakiś demon który zmienił postać na jej i zniszczył rodzinę, dom oraz wszystko co kochała Shantie... Co to był za demon? Chwila demon!!! spostrzegłam się że nie ma syna Lucyfera!! Więc okrążyłam cały dom w poszukiwaniu. Wreszcie znalazłam go na drzewie. Podskoczyłam i coś sobie uświadomiłam w głowie.
- Jaki ty miałeś zamiar?- Zapytałam. Koleś mógł tylko tędy przechodzić...
Offline
Podniósł wzrok na anielicę.
- Miałem zamiar wrócić do domu nim Mist rozwali mi mieszkanie. No ale coś nie wyszło.
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.
Offline